“A Parisian Story” – reklamuje się w newsletterze amerykańska sieć J.Crew. Wysyłkowy sklep Net-a-Porter, którego stronę dla własnego dobra powinnam zablokować na czas zbliżających się letnich wyprzedaży, w cotygodniowym magazynie wyjaśnia niuanse francuskiego stylu “przy pomocy kobiet, które znają się na nim najlepiej” – jak Cecilia Bonstrom, projektantka marki Zadig&Voltaire, aktorka i piosenkarka Josephine de la Baume, stylistka Melanie Huynh oraz Isabel Marant. Nawet witryny sieciówek – H&M, Zary czy C&A – promują białe dżinsy-rurki, marynarskie bluzki, granatowe żakiety i trencze w różnych kolorach. A w księgarniach takie pozycje jak “My French Life” Vicky Archer, w polskim tłumaczeniu czy świeżo wydany przez WAB “Paryż na widelcu” Stephena Clarke.
Francuski styl znów króluje. A jednak na polskiej ulicy zbytnio go nie widać. Choć częściej niż zwykle mignie mi gdzieś od czasu do czasu dziewczyna w białej bluzce i granatowych cygaretkach. Albo paski, paski…. biało-granatowe i granatowo-białe, la mariniere, którym należy się osobny wpis i które doczekały się już poświęconego im mikroblogu (uwaga, uzależnia!). Ale może to efekt zainteresowania tematem, a natężenie pasków w przyrodzie jest stałe. Kiedyś nie zwróciłabym uwagi.
Jedna z ikon “francuskiego stylu”, reżyserka Sophia Coppola, źródło: Adieu-Tristesse
Nie sądzę jednak, by mimo ofensywy reklamowej Polska miała niedługo zmienić się w mały Paryż (oczywiście Paryż idealny, bo w rzeczywistości na paryskich ulicach pod względem stylu bywa różnie). Podstawowym powodem, dla którego – moim zdaniem – ten ponadczasowy trend w naszym kraju się szybko nie przyjmie, jest obciążenie przeszłością. Dla nas jest on zbyt grzeczny, zbyt zwyczajny, zbyt mało k r e a t y w n y (choć zarazem w miesiącach zimnych polska ulica, podobnie jak francuska, rozkwita głównie czernią i szarością – o, paradoksie!) A my nie chcemy być nudni i grzeczni, jesteśmy wszak narodem z ułańską fantazją. Uraz granatowego mundurka tkwi w nas mocno, nawet jeśli pod tym pojęciem mamy na myśli chałat z poliestru. Stąd popularność skandynawskich blogów z modą uliczną, z których najczęściej czerpiemy wzorce.
Rzecz jednak w tym, że zachwalany przez projektantów francuski styl, choć prosty, wcale nudny nie jest. Jedna z zasad, jakiej hołdują jego wyznawcy, głosi przecież, że styl jest czymś, co się ma. Każde ubrania, nawet najbardziej podstawowe, można nasycić swoją indywidualnością, zgrać po swojemu. Stąd tak duża rola dodatków we francuskiej garderobie.
Klasyka we współczesnym wydaniu, źródło: Gens Du Monde
Jakie są więc przykazania mitycznego stylu określanego jako francuski albo paryski?
Przykazanie nr 1: Miej mało rzeczy, ale doskonałej jakości i takich, które leżą na tobie jak ulał. Na tobie, nie na koleżance, modelce z katalogu czy dziewczynie sfotografowanej przez Scotta Schumana albo Vanessę Jackman. Dzięki temu, zestawiając je ze sobą i żonglując dodatkami, będziesz dobrze ubrana. Zawsze. Lista “niezbędników” może być krótka lub długa, w zależności od upodobań i zasobności kieszeni. W wersji podstawowej, lansowanej choćby przez Ines de Fressange w “Parisian Chic” (więcej do oglądania niż czytania, o książce i jej autorce będzie jeszcze mowa) jest na niej klasyczny trencz, w którym kobieta zawsze wygląda szykownie, nawet skrywając pod spodem piżamę, skórzana kurtka, kaszmirowy sweter, mała czarna, biała koszulowa bluzka. Dżinsy. Pięć, najwyżej sześć par butów: oficerki na zimę, sandały, mokasyny, baleriny, pantofle na obcasie i trampki, najlepiej Converse, które – zdaniem Ines – “są dla Paryżan niczym religia”. Torby: duża na ramię, mała kopertówka na większe wyjścia, sportowa, mniejsza elegancka torebka, też na ramię, i rattanowa lub płócienna na lato. Przy dozie wyobraźni można to łączyć ze sobą na wiele sposobów – idea bliska eksperymentatorkom spod znaku “six items or less”.
Klasyka w wydaniu Ines de la Fressange, która lubi granatowe kaszmirowe swetry i białe dżinsy rurki, w roli modelki jej córka.
Przykazanie nr 2: Podstawa szafy w stylu francuskim to klasyczne kroje i takież kolory. A więc: granat, faktycznie hołubiony przez Francuzki, często w parze z czarnym, a la YSL (my jakoś mamy z granatem kłopot, może przez te nieszczęsne mundurki właśnie? ale kto je pamięta z autopsji?) nieśmiertelna czerń solo, biały. Szarość. Czerwień we wszystkich odcieniach. Lecz uwaga: kolory też trzeba dobierać do typu własnej urody, o czym dobitnie przekonała się Jennifer Scott, autorka książki “Lessons from Madame Chic”, brunetka o ciemnej cerze, gdy tytułowa Madame,u której mieszkała podczas pobytu w Paryżu, ujrzawszy ją w swetrze koloru zgniłej zieleni, powiedziała zdecydowanie: “Zdejmij to. Jesteś w nim taka zmyta (w oryginale “washed out”, nie mam sensowniejszego pomysłu na polski odpowiednik, może ktoś podpowie?). Nic dodać, nic ująć.
Źródło: Lapin De Lune
Przykazanie nr 3: szaleństwo w dodatkach. I spory na nie budżet. Podobno Francuzki i Francuzi są mistrzami w wiązaniu szalów, apaszek i wszystkiego, co można zamotać wokół szyi. Dla mniej wprawnych w tej sztuce przydatny będzie internetowy poradnik. Trochę tricków prezentuje też Susan Sommers w klasyku gatunku “French Chic” – rady zawarte w tej książce, wydanej w 1988 roku, się nie przestarzały, w przeciwieństwie do niektórych fotografii:
Choć stylizacja poniżej już ponadczasowa:
Przykazanie nr 4: zawsze zadbana. Fryzjer, makijaż, manicure, pedicure, masaże – na to nie należy żałować czasu i środków, bo na zadbanym ciele nawet nie pierwszej jakości ciuch wygląda dobrze. Sport w wydaniu francuskim to nie hektolitry potu wyciskane na siłowni albo podczas porannych joggingów, tylko zdrowy ruch na codzień – spacery, chodzenie piechotą wszędzie, gdzie się da. Unikanie windy, zresztą w wielu paryskich kamienicach nie ma alternatywy dla schodów. I rozciąganie, czyli joga. Rower.
Przykazanie nr 5: eksperymenty. Zwłaszcza w wersji męskie-żeńskie. Szlaki przetarła Coco Chanel, dziś świetnie to wychodzi Garance Dore. Tylko z przymrużeniem oka, by nie przesadzić i nie przebrać się za poważnego pana w średnim wieku. Więc jeśli kapelusz typu fedora, to noszony na bakier, do sukienki w kwiaty. Kontrasty – te podstawowe, jak w łopatologicznym nieco wykładzie Ines de Fressange: szyfonowa sukienka plus motocyklowe buty, dżinsy z ozdobnymi sandałami, mokasyny do szortów, a nie plisowanej spódnicy. I mniej oczywiste, zależne wyłącznie od naszej fantazji. Patrz przykazanie nr 2: indywidualizm. Strzeż się ubrań jak z żurnala, i w ogóle zestawów: kostium w postaci marynarki i spódnicy z tego samego materiału, buty dobrane do spódnicy. Nonszalancja: Francuzka nigdy nie wygląda, jakby starała się zbyt mocno, ale raczej tak, jakby przed chwilą wstała z łóżka i od niechcenia wyszła na ulicę. A że wszystko dobrze na niej wygląda, cóż – ona tak ma.
Źródło: Lapin de Lune
Jakość nie znaczy marka z krzykliwym logo, w ogóle Boże broń przed logo, chyba że żartem, w ramach eksperymentów. Cenione przez koneserów marki, jak A.P.C., Vanessa Bruno, Toast, Margaret Howell (nie wszystkie francuskie) to te, które rozpoznaje się po detalach znaczących tylko dla wtajemniczonych.
Paryski szyk nie jest jednorodny, dzieli się na podgatunki. Susan Sommers zaklasyfikowała jego przedstawicielki do sześciu grup, które – po pewnym odświeżeniu – wciąż można uznać za aktualne. Continental Preppie wygląda, jakby inspirował ją głównie Ralph Lauren.W jej stroju można zawsze znaleźć kilka amerykańskich elementów jak koszulki polo czy dżinsowe koszule. Jest konserwatywna, ale bardziej odważna od swoich odpowiedniczek ze Stanów w zestawianiu ze sobą pozornie niepasujących elementów garderoby . Lubi kowbojskie buty, baleriny, mokasyny. Skórzane szkolne lub myśliwskie torby na ramię, nabierające patyny w miarę noszenia. Jet-Set Sophisticate to reprezentantka szykownego stylu francuskich wyższych klas średnich, którą wyobrażamy sobie zwykle w idealnie dopasowanym żakiecie od Chanel, wysokich obcasach, z kaszmirowym szalem wokół szyi. Ma paryskie korzenie, ale ten sam typ występuje w innych dużych europejskich miastach. Neo-Classic jest najbliżej tego, co zwykle intuicyjnie określamy stylem paryskim. Słowem-klucz jest tutaj “niewiele”. Mała czarna, drobne kobiece sweterki, mini spódniczki, dopasowane żakiety, dżinsy-rurki. Gra akcesoriami: czasem wzorem Coco przypnie do żakietu broszkę w kształcie kamelii lub innego kwiatu, zadźwięczy szerokimi bransoletami noszonymi po kilka na jednej ręce, do T-shirtu z logo ulubionego zespołu dobierze obfity sznur pereł. Femme Fatale jest sugestywna i zostawia niewiele grze wyobraźni. Nosi ubrania przylegające do ciała jak druga skóra, często skórzane właśnie, lubi zwierzęce cętki, złoto, rajstopy kabaretki, duże ciemne okulary i mocne, wyraziste perfumy, jak Opium YSL czy Poison Diora. Trendy reprezentuje typową modę uliczną, bawi się najnowszymi tendencjami, a często sama inspiruje projektantów. Nie boi się przesady, lubi ryzykować. Charakterystyczny gadżet: okulary przeciwsłoneczne i duże, przyciągające wzrok zegarki. Kolory: wszystkie, ale mimo przejściowych fascynacji zawsze jest wierna czerni i bieli. Typ ostatni, Aristocrat, to Catherine Deneuve ze starych filmów: wieczorem ekstrawagancka i przyciągająca wzrok jak przystało na wielką damę, w ciągu dnia poprawna, trzymająca się sprawdzonych uniformów w rodzaju kaszmirowy sweter plus tweedowa spódnica pod kolano. Czasem – co nie powinno nikogo dziwić – zamawia ubrania na miarę.
A to pełna lista przykazań Ines de la Fressange:
Trochę pokrywa się to z wyznacznikami “minimalistycznej garderoby”, prawda? O modzie na francuszczyznę ciąg dalszy niebawem, bo nie chodzi w niej tylko o styl ubierania się.
Tagged: francuski styl, French Style, garderoba minimalistki, Ines de la Fressange, Lessons from Madame Chic, Net-a-Porter, paryski styl, six items or less, Sophia Coppola, Susan Sommers, trend francuski
